Dziś wspominamy "Lalka", ostatniego żołnierza wyklętego
"JÓZEF FRANCZAK, ŻYŁ LAT 45, ZGINĄŁ 21 X 1963. POŚWIĘCIŁ ŻYCIE ZA WOLNOŚĆ OJCZYZNY, KTÓREJ NIE DOCZEKAŁ" - taki napis wyryła rodzina na skromnym grobie w podlubelskich Piaskach w 1983 r. Wtedy jeszcze nie można było powiedzieć, że Józef Franczak - "Lalek", ostatni żołnierz II RP, najdłużej ukrywający się partyzant antykomunistycznego podziemia, został okrążony przez ZOMO i SB, i zastrzelony. Wbrew kłamliwym twierdzeniom postkomunistów, walka o wolną Polskę nie skończyła się w 1945 r. Jeszcze przez wiele lat prowadzili ją żołnierze II konspiracji - żołnierze wyklęci.
Już w 1950 r. bezpieka na Lubelszczyźnie otrzymała z Departamentu III MBP nakaz "rozpracowania operacyjnego" ostatnich grup oporu. Nadzwyczajne środki w celu ujęcia "kadrowego bandyty Franczaka" podjęto w 1954 r. Dwa lata później postępowanie musiano jednak zawiesić, "wobec jego ukrywania się". 8 września 1961 r. w "Kurierze Lubelskim" ukazał się list gończy za Franczakiem, razem ze zdjęciem.Przedstawiano rysopis poszukiwanego: "Wzrost ok. 174 cm, ciemny blondyn, włosy szpakowate, lekko łysy, czesze się do góry, oczy niebieskie, czoło wysokie, nos średni lekko pochylony do dołu, twarz owalna, koścista, śniada, (...) mowa grubsza, typowo męska, jest dobrze zbudowany, barczysty, pierś wysunięta do przodu, chód ciężki".
- Zawsze był czysty, schludnie ubrany. Może dlatego, jeszcze za Niemca, nazwali go "Lalek". Matka najbardziej
go lubiła z całej naszej piątki. Zawsze uśmiechnięty, pomagał innym. W szkole był najlepszym uczniem - wspomina Czesława Kasprzak, siostra "Lalka". - 21 października około godziny 14.00 wracaliśmy z pola. Kiedy spojrzałam na dębowy las, miałam przeczucie, że coś złego się wydarzy. Józef Franczak został zastrzelony o godz. 15.40 (niektóre ubeckie materiały podają błędnie godz. 5.40) w Majdanie Kozic Górnych - małej wiosce, położonej 20 kilometrów od
Lublina i 8 kilometrów od Piask.
Wydany za pięć tysięcy
UB miał utrudnione zadanie w ściganiu Franczaka, bo ludzie, mimo ciągłych aresztowań, nie chcieli go wydać.
Z materiałów UB: "W wyniku intensywnej pracy operacyjnej w dniach 18-21 X 63 r. w dniu 21 X 63 r. uzyskano dane, że wymieniony bandyta melinuje w zabudowaniach aktywnego współpracownika we wsi Kozice pow. Lublin. (...) podjęto decyzję przeprowadzenia rewizji w zabudowaniach »BW« [Wacława Becia – przyp. red.]. Na ewentualny wypadek, gdyby wynik był negatywny, zakładano dokonać rewizji dwóch meliniarzy w tej samej miejscowości dla pozoracji i odwrócenia podejrzeń w odniesieniu do tw. [tajnego współpracownika – przyp. red.] »Michała«". Przez lata utrzymywała się wersja, że Franczaka zadenuncjował sąsiad - Wacław Beć, u którego ukrywał się feralnego dnia. Tak myślała rodzina i okoliczna ludność. Tymczasem obciążony został niewinny człowiek. Jak wynika z akt IPN Franczaka wydał bezpiece TW "Michał". Nie był to jednak Wacław Beć, ale Stanisław Mazur - stryjeczny brat Danuty Mazur (narzeczonej "Lalka" i matki jego syna). Z bezpieką Stanisław Mazur współpracował jeszcze długo po śmierci "Lalka". Trwała ona od przełomu 1962-1963 r. do 11 maja 1967 r. TW "Michał" przekazywał m.in. informacje o nastrojach ludności wsi, w których wcześniej ukrywał się Franczak i rozpracowywał jego najbliższych współpracowników. To prawdopodobnie na podstawie donosów Mazura aresztowano i osądzono Wacława Becia. Za kapowanie dostał w sumie 12.050 zł, z tego prawie połowę - ok. 5000 zł za ustalenie miejsca pobytu "Lalka".
Ostatnie spotkanie
Przed wojną Józef Franczak (rocznik 1912) ukończył szkołę żandarmerii w Grudziądzu. Został przeniesiony do Równego, gdzie zastała go wojna. Po 17 września aresztowany przez Sowietów, uciekł z niewoli.
- Józek ukrywał się już od 1941 r., kiedy ktoś z Piask złożył na niego donos na gestapo - pamięta Czesława Kasprzak.
W 1944 r., jako oficer, wstąpił do wojska, walczył nad Wisłą. Wkrótce NKWD zaczęło go szukać i musiał uciec. Jeszcze
w latach 40. chciał się ujawnić, rozpocząć normalne życie.
Czesława Kasprzak: - Znajomy prokurator z Lublina powiedział nam, że Józek nie ma szans, takie papiery na niego mają. Po amnestii mogą go wypuścić, ale po 2-3 miesiącach ślad po nim zaginie.
- Poznałam go na zabawie w 1946 r. i od razu mi się spodobał.
Spotykaliśmy się raz na dwa, trzy miesiące. Na polu, w lesie, czasem u rodziny
albo znajomych. Nawet na randki przychodził z pistoletem i granatami - opowiada
Danuta Mazur, konspiracyjna narzeczona "Lalka", która czekała na niego przez
prawie 20 lat. - Wolałam nie wiedzieć, gdzie chodzi i z kim się spotyka, żeby
nie wydać go na UB. Miałam nawet kilka zdjęć z Józkiem, ale wszystko
zniszczyłam, też ze strachu. Zostawić go? Nigdy w życiu. Przecież go kochałam.
Miałam nadzieję, że jeśli przeżyje, będziemy kiedyś razem.
- Nasz syn Marek urodził się w 1958 r. - ciągnie Danuta Mazur. - Józek zobaczył go
pierwszy raz po ośmiu miesiącach, gdy wyniosłam dziecko w zboże. Wiele razy
jeździłam do księży, byłam u dominikanów w Lublinie, ale nikt nie chciał dać
nam ślubu. Mówili, że to wielkie ryzyko. Kiedy ubecy przychodzili i pytali o
Marka, odpowiadałam, że nie wiem, z kim mam to dziecko. Tak się
poniżyłam.
Syn "Lalka" i Danuty Mazur o tym, kim był jego ojciec, dowiedział się dopiero po latach. Dziś mieszka w Chełmie, pracuje w kopalni jako technik-mechanik. Kilka lat temu sąd pozwolił mu używać nazwiska Franczak.
- Spotkaliśmy się w niedzielę, w zagajniku. Józek był pogodny,
nie przypuszczał, że coś się stanie - Danuta Mazur z trudem kryje łzy. -
Opowiedziałam mu mój sen. To była mętna, wezbrana rzeka, a w niej pływał nasz
syn. Józek powiedział, żeby uważać na Marka. Mieliśmy zobaczyć się za dwa
tygodnie...
Nagi, bez głowy
Ostatnie chwile
"Lalka" według UB: "Okrążenia zabudowań B [Becia – przyp. red.] Wacława s. Jana dokonano z podjazdu przez grupę operacyjną ZOMO składającą się z 35 funkcjonariuszy doprowadzonych do meliny przez dwóch oficerów Służby Bezpieczeństwa. Z chwilą okrążenia zabudowań b. [bandyta – przyp. red.] Franczak wyszedł ze stodoły, pozorując gospodarza rozważał możliwość wyjścia z obstawy, a gdy został wezwany do (nieczytelne), chwycił za broń - pistolet, z którego oddał kilka strzałów. W tej sytuacji grupa likwidacyjna ZOMO przystąpiła do likwidacji. Franczak mimo wzywania go do zdania się, podjął obronę i wykorzystując słabe punkty obstawy pod osłoną zabudowań, wycofał się około 300 m od meliny, gdzie podczas wymiany strzałów został śmiertelnie ranny i po kilku minutach zmarł".
- Kiedy usłyszałam strzały, wyjrzałam przez
okno - opowiada Helena Misiura, sąsiadka. - Bałam się o wnuki, które bawiły się
przed domem. Zobaczyłam Józka, jak biegł przy naszym płocie. W jednej ręce miał
teczkę, w drugiej pistolet. Nagle zachwiał się, złapał pod bok i wyciągnął
koszulę ze spodni. Przeskoczył jeszcze przez żywopłot i zaległa cisza.
Śmiertelny strzał musiał paść zza lipy. Za chwilę podniosły się krzyki: "Jest,
jest". Ze wszystkich stron, od drogi, z lasu wylegli ludzie. Jedni byli w
mundurach i płaszczach, drudzy w kufajkach i po cywilnemu. Potem podjechały
trzy samochody i karetka. Myśleliśmy, że to po Józka, ale zabrali jakiegoś
zabitego milicjanta.
- Józek upadł pod naszym domem. Jakiś człowiek podbiegł do niego i darł się, żeby rzucił broń, a on już nie żył - mówi Michalina Misiura, ciotka Heleny. - Potem pilnował go jakiś milicjant. Niektórzy ludzie, którzy przychodzili obejrzeć Józka, kopali go i dowcipkowali: może chcesz jabłko albo papierosa?
W sekcji zwłok przeprowadzonej przez biegłego lekarza czytamy: "Rany postrzałowe klatki piersiowej i jamy brzusznej, z następnym uszkodzeniem serca, wylewem krwawym do jamy opłucnej, uszkodzeniem wątroby, przepony i płuca lewego. Biorąc pod uwagę wyniki sekcji zwłok należy przyjąć, że przyczyną zgonu denata była rana postrzałowa serca".
Czesława Kasprzak: - Po pół godzinie przyjechał prokurator [Antoni Maślanko, wiceprokurator Prokuratury Wojewódzkiej w Lublinie – przyp. red.]. Milicjanci podświetlili latarkami ciało. Prokurator spytał, czy to "Lalek". "Przecież wiecie, kogo zamordowaliście" - odpowiedziałam. Maślanko zapewniał, że wyda nam ciało Józka.
O godz. 21.00 martwego "Lalka" przewieziono do Akademii Medycznej w Lublinie. Został pochowany potajemnie, tak jak jego koledzy z partyzantki, na cmentarzu przy Unickiej. Po czterech dniach, w nocy, rodzina wykopała ciało.
- Widok był straszny. Józek leżał nagi, bez głowy - opowiada Czesława Kasprzak.
"Powołując się na pismo prokuratury z dnia 24 października 1963 roku i na ustną rozmowę z dr. Iwaszkiewiczem, proszę o zdjęcie głowy ze zwłok Józefa Franczaka". Podpisał podprokurator powiatowy.
Wyjęty spod prawa
"Lalek" brał udział w wielu akcjach na "utrwalaczy władzy ludowej". Kilka razy był ranny, a raz aresztowany. W czerwcu 1946 r. UB zrobił w okolicy wielką obławę. Po zatrzymaniu kilku osób, w tym Franczaka, który miał jednak dokumenty na inne nazwisko, ubecy pojechali do wsi Chmiel na wesele i raczyli się wódką. Kiedy po zabawie ciężarówka z aresztowanymi jechała do Lublina, partyzanci rzucili się na podchmielonych ubeków, obezwładnili ich i zabili pięciu. Sygnał do akcji miał dać "Lalek".
Łapanka była związana z poszukiwaniami "Lwa" - Antoniego Kopaczewskiego, kierownika Inspektoratu Lubelskiego WiN. Kilka miesięcy później, w wyniku donosu i obławy "Lew" został zastrzelony, gdy wyskakiwał z konspiracyjnej kwatery. W podpalonych przez UB zabudowaniach, wskutek zaczadzenia zmarło kilka osób, m.in. czteroletnia córka gospodarzy. "Lalek" likwidował później ubeckich szpicli. Jedną z głośniejszych akcji było wykonanie wyroku na Franciszka Kasperka, ps. “Hardy”, partyzanta, który po ujawnieniu się w 1947 r., przyczynił się do aresztowania Zygmunta Libery "Babinicza" i śmierci swojego dowódcy - Zdzisława Brońskiego "Uskoka". Razem z "Wiktorem" - Stanisławem Kuchciewiczem, "Lalek" zlikwidował również innego konfidenta - chłopa Franciszka Drygałę, który wydał wcześniej UB dwóch partyzantów. Niewiele brakowało, aby w wyniku donosu wpadło wówczas całe kierownictwo lubelskiego podziemia antykomunistycznego.
W lutym 1953 r., razem z "Wiktorem" i "Felkiem" - Zbigniewem Pielakiem (zmarł we wrocławskim więzieniu w 1954 r.) "Lalek" napadł na kasę Gminnej Spółdzielni w Piaskach, aby zdobyć fundusze na przetrwanie zimy. Skok nie udał się, gdyż kasjer zdążył wezwać na pomoc milicję. Stanisław Kuchciewicz - ostatni dowódca Franczaka, zginął. Jego los podzielił wcześniej "Zapora" - Hieronim Dekutowski, wspomniany już "Uskok" - Zdzisław Broński i wielu innych. Po śmierci "Wiktora" "Lalek" został sam. Przez następne 10 lat ukrywał się. Skazany na banicję, wyjęty spod prawa, aż do 21 października 1963 r.
Tadeusz M. Płużański
Naszej Polski, nr 45 z 2012 r.
www.naszapolska.pl
Już w 1950 r. bezpieka na Lubelszczyźnie otrzymała z Departamentu III MBP nakaz "rozpracowania operacyjnego" ostatnich grup oporu. Nadzwyczajne środki w celu ujęcia "kadrowego bandyty Franczaka" podjęto w 1954 r. Dwa lata później postępowanie musiano jednak zawiesić, "wobec jego ukrywania się". 8 września 1961 r. w "Kurierze Lubelskim" ukazał się list gończy za Franczakiem, razem ze zdjęciem.Przedstawiano rysopis poszukiwanego: "Wzrost ok. 174 cm, ciemny blondyn, włosy szpakowate, lekko łysy, czesze się do góry, oczy niebieskie, czoło wysokie, nos średni lekko pochylony do dołu, twarz owalna, koścista, śniada, (...) mowa grubsza, typowo męska, jest dobrze zbudowany, barczysty, pierś wysunięta do przodu, chód ciężki".
- Zawsze był czysty, schludnie ubrany. Może dlatego, jeszcze za Niemca, nazwali go "Lalek". Matka najbardziej
go lubiła z całej naszej piątki. Zawsze uśmiechnięty, pomagał innym. W szkole był najlepszym uczniem - wspomina Czesława Kasprzak, siostra "Lalka". - 21 października około godziny 14.00 wracaliśmy z pola. Kiedy spojrzałam na dębowy las, miałam przeczucie, że coś złego się wydarzy. Józef Franczak został zastrzelony o godz. 15.40 (niektóre ubeckie materiały podają błędnie godz. 5.40) w Majdanie Kozic Górnych - małej wiosce, położonej 20 kilometrów od
Lublina i 8 kilometrów od Piask.
Wydany za pięć tysięcy
UB miał utrudnione zadanie w ściganiu Franczaka, bo ludzie, mimo ciągłych aresztowań, nie chcieli go wydać.
Z materiałów UB: "W wyniku intensywnej pracy operacyjnej w dniach 18-21 X 63 r. w dniu 21 X 63 r. uzyskano dane, że wymieniony bandyta melinuje w zabudowaniach aktywnego współpracownika we wsi Kozice pow. Lublin. (...) podjęto decyzję przeprowadzenia rewizji w zabudowaniach »BW« [Wacława Becia – przyp. red.]. Na ewentualny wypadek, gdyby wynik był negatywny, zakładano dokonać rewizji dwóch meliniarzy w tej samej miejscowości dla pozoracji i odwrócenia podejrzeń w odniesieniu do tw. [tajnego współpracownika – przyp. red.] »Michała«". Przez lata utrzymywała się wersja, że Franczaka zadenuncjował sąsiad - Wacław Beć, u którego ukrywał się feralnego dnia. Tak myślała rodzina i okoliczna ludność. Tymczasem obciążony został niewinny człowiek. Jak wynika z akt IPN Franczaka wydał bezpiece TW "Michał". Nie był to jednak Wacław Beć, ale Stanisław Mazur - stryjeczny brat Danuty Mazur (narzeczonej "Lalka" i matki jego syna). Z bezpieką Stanisław Mazur współpracował jeszcze długo po śmierci "Lalka". Trwała ona od przełomu 1962-1963 r. do 11 maja 1967 r. TW "Michał" przekazywał m.in. informacje o nastrojach ludności wsi, w których wcześniej ukrywał się Franczak i rozpracowywał jego najbliższych współpracowników. To prawdopodobnie na podstawie donosów Mazura aresztowano i osądzono Wacława Becia. Za kapowanie dostał w sumie 12.050 zł, z tego prawie połowę - ok. 5000 zł za ustalenie miejsca pobytu "Lalka".
Ostatnie spotkanie
Przed wojną Józef Franczak (rocznik 1912) ukończył szkołę żandarmerii w Grudziądzu. Został przeniesiony do Równego, gdzie zastała go wojna. Po 17 września aresztowany przez Sowietów, uciekł z niewoli.
- Józek ukrywał się już od 1941 r., kiedy ktoś z Piask złożył na niego donos na gestapo - pamięta Czesława Kasprzak.
W 1944 r., jako oficer, wstąpił do wojska, walczył nad Wisłą. Wkrótce NKWD zaczęło go szukać i musiał uciec. Jeszcze
w latach 40. chciał się ujawnić, rozpocząć normalne życie.
Czesława Kasprzak: - Znajomy prokurator z Lublina powiedział nam, że Józek nie ma szans, takie papiery na niego mają. Po amnestii mogą go wypuścić, ale po 2-3 miesiącach ślad po nim zaginie.
- Poznałam go na zabawie w 1946 r. i od razu mi się spodobał.
Spotykaliśmy się raz na dwa, trzy miesiące. Na polu, w lesie, czasem u rodziny
albo znajomych. Nawet na randki przychodził z pistoletem i granatami - opowiada
Danuta Mazur, konspiracyjna narzeczona "Lalka", która czekała na niego przez
prawie 20 lat. - Wolałam nie wiedzieć, gdzie chodzi i z kim się spotyka, żeby
nie wydać go na UB. Miałam nawet kilka zdjęć z Józkiem, ale wszystko
zniszczyłam, też ze strachu. Zostawić go? Nigdy w życiu. Przecież go kochałam.
Miałam nadzieję, że jeśli przeżyje, będziemy kiedyś razem.
- Nasz syn Marek urodził się w 1958 r. - ciągnie Danuta Mazur. - Józek zobaczył go
pierwszy raz po ośmiu miesiącach, gdy wyniosłam dziecko w zboże. Wiele razy
jeździłam do księży, byłam u dominikanów w Lublinie, ale nikt nie chciał dać
nam ślubu. Mówili, że to wielkie ryzyko. Kiedy ubecy przychodzili i pytali o
Marka, odpowiadałam, że nie wiem, z kim mam to dziecko. Tak się
poniżyłam.
Syn "Lalka" i Danuty Mazur o tym, kim był jego ojciec, dowiedział się dopiero po latach. Dziś mieszka w Chełmie, pracuje w kopalni jako technik-mechanik. Kilka lat temu sąd pozwolił mu używać nazwiska Franczak.
- Spotkaliśmy się w niedzielę, w zagajniku. Józek był pogodny,
nie przypuszczał, że coś się stanie - Danuta Mazur z trudem kryje łzy. -
Opowiedziałam mu mój sen. To była mętna, wezbrana rzeka, a w niej pływał nasz
syn. Józek powiedział, żeby uważać na Marka. Mieliśmy zobaczyć się za dwa
tygodnie...
Nagi, bez głowy
Ostatnie chwile
"Lalka" według UB: "Okrążenia zabudowań B [Becia – przyp. red.] Wacława s. Jana dokonano z podjazdu przez grupę operacyjną ZOMO składającą się z 35 funkcjonariuszy doprowadzonych do meliny przez dwóch oficerów Służby Bezpieczeństwa. Z chwilą okrążenia zabudowań b. [bandyta – przyp. red.] Franczak wyszedł ze stodoły, pozorując gospodarza rozważał możliwość wyjścia z obstawy, a gdy został wezwany do (nieczytelne), chwycił za broń - pistolet, z którego oddał kilka strzałów. W tej sytuacji grupa likwidacyjna ZOMO przystąpiła do likwidacji. Franczak mimo wzywania go do zdania się, podjął obronę i wykorzystując słabe punkty obstawy pod osłoną zabudowań, wycofał się około 300 m od meliny, gdzie podczas wymiany strzałów został śmiertelnie ranny i po kilku minutach zmarł".
- Kiedy usłyszałam strzały, wyjrzałam przez
okno - opowiada Helena Misiura, sąsiadka. - Bałam się o wnuki, które bawiły się
przed domem. Zobaczyłam Józka, jak biegł przy naszym płocie. W jednej ręce miał
teczkę, w drugiej pistolet. Nagle zachwiał się, złapał pod bok i wyciągnął
koszulę ze spodni. Przeskoczył jeszcze przez żywopłot i zaległa cisza.
Śmiertelny strzał musiał paść zza lipy. Za chwilę podniosły się krzyki: "Jest,
jest". Ze wszystkich stron, od drogi, z lasu wylegli ludzie. Jedni byli w
mundurach i płaszczach, drudzy w kufajkach i po cywilnemu. Potem podjechały
trzy samochody i karetka. Myśleliśmy, że to po Józka, ale zabrali jakiegoś
zabitego milicjanta.
- Józek upadł pod naszym domem. Jakiś człowiek podbiegł do niego i darł się, żeby rzucił broń, a on już nie żył - mówi Michalina Misiura, ciotka Heleny. - Potem pilnował go jakiś milicjant. Niektórzy ludzie, którzy przychodzili obejrzeć Józka, kopali go i dowcipkowali: może chcesz jabłko albo papierosa?
W sekcji zwłok przeprowadzonej przez biegłego lekarza czytamy: "Rany postrzałowe klatki piersiowej i jamy brzusznej, z następnym uszkodzeniem serca, wylewem krwawym do jamy opłucnej, uszkodzeniem wątroby, przepony i płuca lewego. Biorąc pod uwagę wyniki sekcji zwłok należy przyjąć, że przyczyną zgonu denata była rana postrzałowa serca".
Czesława Kasprzak: - Po pół godzinie przyjechał prokurator [Antoni Maślanko, wiceprokurator Prokuratury Wojewódzkiej w Lublinie – przyp. red.]. Milicjanci podświetlili latarkami ciało. Prokurator spytał, czy to "Lalek". "Przecież wiecie, kogo zamordowaliście" - odpowiedziałam. Maślanko zapewniał, że wyda nam ciało Józka.
O godz. 21.00 martwego "Lalka" przewieziono do Akademii Medycznej w Lublinie. Został pochowany potajemnie, tak jak jego koledzy z partyzantki, na cmentarzu przy Unickiej. Po czterech dniach, w nocy, rodzina wykopała ciało.
- Widok był straszny. Józek leżał nagi, bez głowy - opowiada Czesława Kasprzak.
"Powołując się na pismo prokuratury z dnia 24 października 1963 roku i na ustną rozmowę z dr. Iwaszkiewiczem, proszę o zdjęcie głowy ze zwłok Józefa Franczaka". Podpisał podprokurator powiatowy.
Wyjęty spod prawa
"Lalek" brał udział w wielu akcjach na "utrwalaczy władzy ludowej". Kilka razy był ranny, a raz aresztowany. W czerwcu 1946 r. UB zrobił w okolicy wielką obławę. Po zatrzymaniu kilku osób, w tym Franczaka, który miał jednak dokumenty na inne nazwisko, ubecy pojechali do wsi Chmiel na wesele i raczyli się wódką. Kiedy po zabawie ciężarówka z aresztowanymi jechała do Lublina, partyzanci rzucili się na podchmielonych ubeków, obezwładnili ich i zabili pięciu. Sygnał do akcji miał dać "Lalek".
Łapanka była związana z poszukiwaniami "Lwa" - Antoniego Kopaczewskiego, kierownika Inspektoratu Lubelskiego WiN. Kilka miesięcy później, w wyniku donosu i obławy "Lew" został zastrzelony, gdy wyskakiwał z konspiracyjnej kwatery. W podpalonych przez UB zabudowaniach, wskutek zaczadzenia zmarło kilka osób, m.in. czteroletnia córka gospodarzy. "Lalek" likwidował później ubeckich szpicli. Jedną z głośniejszych akcji było wykonanie wyroku na Franciszka Kasperka, ps. “Hardy”, partyzanta, który po ujawnieniu się w 1947 r., przyczynił się do aresztowania Zygmunta Libery "Babinicza" i śmierci swojego dowódcy - Zdzisława Brońskiego "Uskoka". Razem z "Wiktorem" - Stanisławem Kuchciewiczem, "Lalek" zlikwidował również innego konfidenta - chłopa Franciszka Drygałę, który wydał wcześniej UB dwóch partyzantów. Niewiele brakowało, aby w wyniku donosu wpadło wówczas całe kierownictwo lubelskiego podziemia antykomunistycznego.
W lutym 1953 r., razem z "Wiktorem" i "Felkiem" - Zbigniewem Pielakiem (zmarł we wrocławskim więzieniu w 1954 r.) "Lalek" napadł na kasę Gminnej Spółdzielni w Piaskach, aby zdobyć fundusze na przetrwanie zimy. Skok nie udał się, gdyż kasjer zdążył wezwać na pomoc milicję. Stanisław Kuchciewicz - ostatni dowódca Franczaka, zginął. Jego los podzielił wcześniej "Zapora" - Hieronim Dekutowski, wspomniany już "Uskok" - Zdzisław Broński i wielu innych. Po śmierci "Wiktora" "Lalek" został sam. Przez następne 10 lat ukrywał się. Skazany na banicję, wyjęty spod prawa, aż do 21 października 1963 r.
Tadeusz M. Płużański
Naszej Polski, nr 45 z 2012 r.
www.naszapolska.pl