Polonia wygwizdała Tuska
Nasz Dziennik, 25 maja 2012
Z Andrzejem Melakiem, przewodniczącym Komitetu Katyńskiego, rozmawia
Piotr Czartoryski-Sziler
Odebrał Pan właśnie z Mińska Mazowieckiego kolejne rozpoznane rzeczy, które należały do Pańskiego brata Stefana Melaka.
- Tak, odebrałem z Mińska buty i spodnie należące do brata. Prawdopodobnie to już wszystkie rzeczy, które udało mi się rozpoznać. Zdziwiła mnie jednak załączona do nich deklaracja, którą pozwolę sobie tutaj zacytować: "Niniejszym oświadczam, że zapoznałem się z treścią pisma szefa Zarządu Dochodzeniowo-Śledczego Komendy Głównej Żandarmerii Wojskowej. Zostałem pouczony, że pomimo poddania zabiegowi sterylizacji radiacyjnej okazanych mi przedmiotów otwarcie opakowań, w których rzeczy te w tej chwili się znajdują, stwarza ryzyko zanieczyszczenia przez kontakt z mikroorganizmami środowiskowymi, zarówno niechorobotwórczymi, jak i chorobotwórczymi, co wprost wynika z badań mikrobiologicznych Wojskowego Instytutu Higieny i Epidemiologii. Ponadto oświadczam, że mam świadomość możliwych negatywnych dla zdrowia i życia konsekwencji, jakie mogą wyniknąć po otwarciu opakowania hermetycznie zamkniętego woreczka foliowego, w którym w chwili obecnej znajduje się rzecz, którą rozpoznałem, a która należała do mojego brata".
Gdy odbierał Pan inne rzeczy brata, też podpisywał takie pismo?
- Nie, to jakaś nowość. Przed chwilą otrzymałem te rzeczy, więc na razie nie będę się nad tym zastanawiał. Niemniej jednak można stwierdzić, że mamy tu do czynienia z groźbą i przestrogą wyrażoną na piśmie. Lepiej nie dotykać, nie ruszać - taki chyba można wyciągnąć wniosek. Nie mam pojęcia, o co tu chodzi.
Wrócił Pan z Kanady. Jak przyjęła Pana Polonia?
- Tak. Dostałem imienne zaproszenie z Polskiego Związku Narodowego od klubu im. Lecha Kaczyńskiego z Ottawy, a więc przedstawicieli Polonii, którzy mieszkają w Kanadzie. Skorzystałem z tej okazji, pojechałem, z czego bardzo się cieszę. Uważam, że wizyta była równie owocna, co wcześniejsza, którą odbyłem w marcu do Chicago. Uważam, że o Katyniu i Smoleńsku warto mówić nawet dla jednego człowieka, a w Kanadzie w wielu spotkaniach ze mną uczestniczyło stosunkowo dużo osób. Miałem okazję spotykać się z ludźmi aktywnymi, należącymi do różnych organizacji. Spotykałem się również z kombatantami na akademii poświęconej rocznicy 3 Maja w Domu Polonii Kanadyjskiej. Amatorski zespół wystawił tam piękny spektakl, którym z powodzeniem mógłby pochwalić się również w Polsce. Zauważyłem, że tam, na obczyźnie, ludzie chyba bardziej kochają Polskę, myślą o niej i dbają o nią.
Dlaczego Pan tak sądzi?
- Ponieważ w kraju Polacy często nie zauważają wielu rzeczy, które im umykają. Tamta miłość jest zupełnie naturalna i gorąca. Poza tym dzieci chodzące tam do polskich szkół tylko w soboty i niedziele w opowiadaniu o historii Polski mogłyby chyba z powodzeniem konkurować z tymi, które chodzą do szkół podstawowych w Polsce. To coś strasznego, co się u nas dzieje, następuje szybkie wynaradawianie, niszczenie związków tradycji, historii z przeszłością. Widzi się to dopiero jasno, gdy się tam pojedzie. Twierdzę, że o tym, co teraz robi się w naszej Ojczyźnie, mogli jedynie marzyć nasi zaborcy, którzy chcieli odciąć nas od tradycji, religii, ciągłości historycznej. Teraz dzieje się to na naszych oczach, w dodatku za pieniądze podatników. Czynią to ministrowie mieniący się rządem polskim. Tam Polonia widzi polskie problemy ostrzej niż my.
Polonia ma świadomość problemów związanych ze śledztwem smoleńskim?
- Wiedzą tyle, co i my. Oczywiście zależy to także od indywidualnego zainteresowania. Oglądają jednak Telewizję Trwam, słuchają Radia Maryja, czytają "Nasz Dziennik" i inne prawicowe gazety. Można powiedzieć, że na pewno ich wiedza nie ustępuje naszej, a może nawet w niektórych przypadkach ją przewyższa. Mam tu na myśli dostęp do prasy polonijnej, także lokalnej, w której bez ogródek pisze się o wielu rzeczach. Rolę tych mediów można porównać chociażby do roli, jaką odgrywa po katastrofie smoleńskiej w Polsce "Nasz Dziennik". Polonia kanadyjska miała również spotkania z prof. Wiesławem Biniendą, dr. Kazimierzem Nowaczykiem i innymi, których badania śledzą z uwagą. Ich wystąpienia przyjmowali zawsze z wielkim entuzjazmem i dumą, że są to Polacy. Polacy tam mieszkający opowiadają się bezwzględnie za powołaniem niezależnej komisji międzynarodowej, która zajęłaby się zbadaniem przyczyn, które doprowadziły do tragedii smoleńskiej. Przypomnę, że gdy zbierałem podpisy za powołaniem takiej komisji, z Kanady i Stanów Zjednoczonych przyszło ich kilkanaście tysięcy.
Jak wyglądały Pana spotkania?
- Byłem w Ottawie, Montrealu, Toronto i w kilku innych mniejszych miastach, gdzie są skupiska polonijne. Jedno ze spotkań odbywało się na Uniwersytecie św. Pawła w Ottawie, w którym uczestniczyło około stu osób. Był na nim wyświetlany film "Pogarda", a po nim prezentacja slajdów o Katyniu i o epitafium smoleńskim, a także ostatnich miejscach upamiętnienia tragedii smoleńskiej w Polsce. W innych miastach było podobnie. Rozprowadzałem tam materiały o epitafium i Katyniu, przywiozłem również opaski katyńskie i archiwalny numer miesięcznika "Kombatant" z kwietnia 2010 roku poświęcony 70. rocznicy zbrodni katyńskiej, jak również antologię poezji powstańczej z okresu Powstania Listopadowego, wydaną przez Krąg Pamięci Narodowej, brata Stefana Melaka i jego córkę Gabrielę. We wspomnianym numerze "Kombatanta" znajdują się teksty nieżyjących już autorów, m.in. mojego brata Stefana Melaka, Janusza Krupskiego i innych. Jest w nim również wiele zdjęć archiwalnych. Ten numer dostarczałem 9 kwietnia 2010 roku do pociągu, który jechał do Smoleńska. W Bibliotece Polskiej w Montrelau miałem także spotkanie z profesorami z różnych instytutów naukowych, również z klubami "Gazety Polskiej" i członkami Stowarzyszenia "Solidarni 2010". Każdy mój wykład o Smoleńsku był bezpośrednim nawiązaniem do zbrodni katyńskiej.
O co najczęściej był Pan pytany?
- O stan śledztwa, pomnik smoleński w Warszawie, stosunek władz Warszawy do upamiętnienia tej tragedii, a więc to wszystko, co przewija się cały czas w takim głównym nurcie pytań. Polonia kanadyjska jest oburzona tym, w jaki sposób polski rząd podszedł do śledztwa smoleńskiego. Widoczne było to chociażby na wiecu przed parlamentem kanadyjskim w Ottawie, gdzie Polonia wygwizdała Tuska. Były muzyka i jednoznaczne hasła. Każdy z uczestników miał przynajmniej jeden transparent z napisami, m.in.: "Katyń - Smoleńsk", czy z podobiznami Tuska, Komorowskiego i innych polityków. Były też żądania o zagwarantowanie Telewizji Trwam miejsca na multipleksie cyfrowym. Widziałem także zdjęcia z Kaszub - na jednym premier sadzi brzozę, a obok na drugim jest już na niej tabliczka z napisem: "Pancerna brzoza, gatunek występujący pod Smoleńskiem. Specjalizacja: strąca nisko lecące samoloty".
W Kanadzie jest wiele miejsc, które upamiętniają katastrofę smoleńską?
- Tak. W Toronto na przykład przed nowym polskim kościołem, obok którego stoi pomnik bł. Ojca Świętego Jana Pawła II, jest piękna tablica poświęcona ofiarom Smoleńska, którą odsłaniała kilka tygodni wcześniej Magdalena Merta. W tym samym mieście na skwerze polskim stoi pomnik katyński, a w jego niedalekim sąsiedztwie została umieszczona tablica poświęcona sybirakom. Tam też ma być odsłonięta tablica upamiętniająca tragedię smoleńską, na razie trwa załatwianie formalności z władzami miasta.
Dziękuję za rozmowę.
www.naszdziennik.pl